Wielkopolska Gazeta Lokalna KROTOSZYN

Wielkopolska Gazeta Lokalna KROTOSZYN
PADEWSCY PRACA
PADEWSCY

Robię to, co kocham!

2018-03-29
  1. Strona Główna
  2. /
  3. Aktualności
  4. /
  5. Kultura
  6. /
  7. Robię to, co kocham!
Robię to, co kocham!
MDECOR

Z Kacprem Rucińskim, pochodzącym z Malborka, znanym stand-uperem, przy okazji jego wizyty w Krotoszynie rozmawiał Michał Kobuszyński.

 

Jak zaczęła się Pańska kariera kabareciarza, a mówiąc ściślej: stand-upera ?

– Kariera kabareciarza zaczęła się i skończyła w jednym roku. Kiedy nie mogłem znaleźć ludzi do kabaretu, stwierdziłem, że muszę zrobić coś sam. Obejrzałem wówczas parę występów stand-upowych, m.in. Eddiego Murphy’ego, George’a Carlina czy Paula Francisco i pomyślałem, że mógłbym zrobić coś podobnego. Napisałem jeden, dwa monologi i przedstawiłem je znajomym, w małej salce z małym mikrofonem. Chciałem zobaczyć, czy ma to sens i czy jest śmieszne dla innych. Okazało się, że tak. Później to ruszyło, najpierw były przeglądy kabaretowe, ponieważ nie miałem innej opcji występowania w tamtych czasach. Ludzie nie wiedzieli, co to jest stand-up i trzeba było podpiąć się trochę pod ten ruch kabaretowy, żeby występować. Trzeba było zdobyć menadżera i mieć możliwość zarabiania na tym.

Kiedy po raz pierwszy wystąpił Pan przed dużą publicznością?

– A co to jest „duża publiczność”? Dla mnie kiedyś duża publiczność była, gdy przyszło na mnie 150 osób w Gdańsku. To było mniej więcej w latach 2011-2012. Największym przeżyciem było zagranie na Pace w Rotundzie dla 600 osób. To był mój występ życia. Czułem wtedy, że „latam po scenie”, że noszą mnie na rękach. To było jak naprawdę dobry narkotyk. Wtedy wiedziałem, że muszę dążyć do tego, by każdy występ taki był.

Czy stand-up to coś, czego – według Pana – można się nauczyć, czy raczej ważniejszy jest tu wrodzony talent do tego typu rozrywki?

– Myślę, że ważne są obie rzeczy. Stand-uper powinien skupiać w sobie kilka ważnych cech, które nie wszyscy mają. Niektórzy posiadają pojedyncze cechy, ale to może nie wystarczyć, żeby być dobrym stand-uperem. Jeden ma charyzmę, a drugi zajebiste poczucie humoru, ale bez tych obu cech nie będzie dość dobry. Często człowiek się z nimi rodzi, a czasami są ukształtowane przez rodziców, proces wychowawczy i otoczenie, w jakim się obracasz w okresie dorastania. Doświadczenie jest również niezbędne, żeby robić dobry stand-up.

 

Na przykładach Pana niektórych monologów, takich jak choćby „Spowiedź” czy „Trzech Mędrców”, można wysnuć wniosek, że lubi Pan podejmować często tematy tabu, np. religii. Czy w związku z tym uważa się Pan za osobę kontrowersyjną?

– Kontrowersja dla każdego jest czymś innym. Jeżeli zagram dla kółka różańcowego, to kontrowersją będzie przeklinanie. Jeśli robię to dla studentów, będzie to wychwalanie rektora. Ja dążę do tego, by grać tak jak tutaj, w Krotoszynie – dla ludzi, którzy, mam nadzieję, wiedzą, że przyszli na Kacpra Rucińskiego, znając jego wcześniejszą twórczość. Nie zaskoczy ich żadna kontrowersja, wiedzą, że może być ostro, obleśnie, wulgarnie i szokująco. Chcę wierzyć, że publiczność będzie wręcz spodziewać się, że kilka razy „zrobię ją w konia” i zaskoczę. Staram się temu sprostać, konstruować w ten sposób żarty i monologi, by dawać ludziom coś unikalnego, coś, czego nie dostaną w innej rozrywce. Moim marzeniem zawodowym jest dawać nie tylko śmiech, ale coś oryginalnego.

Jak wygląda przygotowanie do stand-upowego występu przed dużą publicznością? Czy jest to starannie wyćwiczony program, czy może jednak jest w nim miejsce na improwizację? Można bowiem zauważyć, iż często podejmuje Pan dialog z widzami.

– Ja uwielbiam rozmawiać z ludźmi ze sceny, integrować się z nimi. Dzisiaj gram z „Borasem”, który jako mój support (Tomasz „Boras” Borkowski – przyp. red.) raczej nie gada z ludźmi. On ma swój tekst wyćwiczony. Każdy ma swoje podejście. Gdy tworzę żart, zawsze staram się, żeby miał swoje tempo i konstrukcję. Mocno go szlifuję i zamykam. Obok mam żart, który opiera się na postaci i tzw. „flow”, czyli odejdę od tematu i zajmę się człowiekiem, który właśnie wszedł na salę i przez 5 minut robię sobie jaja z niego. Oczywiście, wszystko w dobrym tonie, nigdy nie miałem zamiaru nikogo obrażać. Rzecz w tym, byśmy się razem pośmiali.

Zdarzały się jakieś dłuższe dialogi z widzem?

– Wiele jest takich przykładów, gdy człowiek myśli, że jest śmieszny. Ja to potrafię docenić, jeśli ktoś jest błyskotliwy. Jeśli umie zasadzić mi taką ripostę, że ludzie zaczynają się śmiać, to i ja się śmieję. Nie będę się z nim boksował, raczej przybiję mu „piątkę” i powiem: ,,stary, takich ludzi potrzebujemy”. Chcę takich widzów na występie, bo to znaczy, że są dobrymi odbiorcami tego, co mówię. I nie obrażą się za jakiś temat.

Czym dla Pana jest stand-up? Sposobem na życie? Pasją? A może po prostu ciężką pracą?

– To jest trudne pytanie. Z jednej strony jest to praca, bo tak to traktuję, lecz z drugiej strony – czerpię z tego przyjemność jak z pasji. Mam szczęście, że mam taką pracę, że robię to, co kocham. I życzę wszystkim tego samego.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

osiemnaście − 9 =

YouTube

Archiwum
ROMAN OLEJNIK
BHP RABENDA
KOK
TK DACHY
IMPULS ZDUNY
MATYLA
Dietetyk Kaźmierczak
GÓRZNY GROUP
Agencja Reklamowa GL
BGP 2023
INNOWACYJNE FINANSE
MAYOR INK
Jarmużek
Motosdodoła