Sylwestrowe huki to nie tylko zabawa – dla zwierząt bywają realnym zagrożeniem, a dla ludzi i mienia źródłem wypadków oraz pożarów. W ostatni dzień roku warto pamiętać, że kilka sekund „efektu” może mieć długie konsekwencje.

Wieczór 31 grudnia to czas, gdy w wielu miejscach słychać petardy i fajerwerki jeszcze zanim wybije północ. Dla części mieszkańców to element tradycji, dla innych – powód do niepokoju. Najdotkliwiej skutki huków odczuwają zwierzęta: domowe i dzikie. Nagłe, głośne wybuchy mogą wywołać u psów i kotów panikę, ucieczkę, a nawet urazy. Zdarza się, że przerażone zwierzę wyrywa się na spacerze, wyskakuje przez uchylone okno lub chowa się w miejscach, z których trudno je bezpiecznie wydostać.

Problem dotyczy też zwierząt żyjących poza domem. Huk petard płoszy ptaki, sarny czy lisy. W stresie zwierzęta tracą orientację, wybiegają na jezdnie albo porzucają schronienia. Zimą, gdy warunki i tak są trudniejsze, taka nagła ucieczka może skończyć się tragicznie.

Petardy to również ryzyko dla ludzi. Co roku dochodzi do poparzeń, urazów dłoni i oczu, a także do pożarów wywołanych przez nieostrożne odpalanie materiałów pirotechnicznych. Niebezpieczne bywa też strzelanie w pobliżu zabudowań, samochodów czy terenów z suchą roślinnością. Wystarczy chwila nieuwagi, by sylwestrowa noc zamieniła się w interwencję służb i stres dla całej okolicy.

Warto pamiętać, że głośne wybuchy w środku osiedli potrafią postawić na nogi nie tylko właścicieli zwierząt, ale też rodziców małych dzieci, osoby starsze i chore. Sylwester można świętować inaczej – spokojniej, bez ryzyka i bez szkody dla tych, którzy nie mają wyboru.

Jeśli ktoś mimo wszystko planuje użycie fajerwerków, powinien zachować szczególną ostrożność i rozsądek: odpalać je z dala od ludzi, zwierząt i budynków, nie korzystać z niewiadomego źródła oraz nie odpalać petard pod wpływem alkoholu. A przede wszystkim – zadać sobie proste pytanie: czy ten hałas naprawdę jest wart strachu i zagrożenia?

(PK)