Wielkopolska Gazeta Lokalna KROTOSZYN

Wielkopolska Gazeta Lokalna KROTOSZYN
ZAREMBA
PADEWSCY

Wywalczyć sprawiedliwość…

2019-08-27
  1. Strona Główna
  2. /
  3. Aktualności
  4. /
  5. Zdrowie
  6. /
  7. Wywalczyć sprawiedliwość…
Wywalczyć sprawiedliwość…
BANASZAK

Dziś na naszych łamach kolejna publikacja na temat szczepień. Tym razem zgłosiła się do nas pewna kobieta, mieszkanka jednego z miast Wielkopolski, by opowiedzieć, co spotkało ją i jej rodzinę. Nasza rozmówczyni prosiła o anonimowość, w związku z czym w niniejszym artykule nie podajemy imion i nazwisk głównych bohaterów tej smutnej opowieści.

 

– Nasze dziecko przyszło na świat w 2018 roku – opowiada kobieta. – Wraz z mężem byliśmy sceptycznie nastawieni do szczepień, słysząc wiele o NOP-ach, czyli niepożądanych odczynach poszczepiennych. Nigdy nie pomyślelibyśmy, że taki dramat dotknie także nas.

Nasza rozmówczyni twierdzi, iż od początku bardzo wymuszano na niej zgodę na szczepienie. – Gdy się nie zgodziłam, byłam źle traktowana – mówi. – Chyba w trzeciej dobie okazało się, że synek ma zakażenie moczowodu. Był na antybiotykach. Wtedy przyszli do mnie lekarze, „prosząc”, bym zaszczepiła dziecko „chociaż” na wirusowe zapalenie wątroby typu B, ponieważ koniecznie teraz musiało zostać przetransportowane do innego szpitala, a w przeciwnym razie nikt go nie przyjmie. Na nic zdały się moje tłumaczenia. Śmiali się ze mnie, że mam informacje z Google. Sytuacja została przedstawiona tak dramatycznie, iż w końcu się zgodziłam. Niestety, dopiero później dowiedziałam się, że nie można uzależniać przyjęcia do szpitala lub operacji od wykonania szczepień.

Kobieta podjęła decyzję natychmiast, albowiem wtedy – co oczywiste – liczyło się dobro dziecka. – Teraz wiem, że żadna operacja nie była potrzebna. Był to zwykły blef, żeby „zachęcić” mnie do okaleczenia dziecka – oznajmia mama chłopca. – Ostatecznie na szczepienie się nie zgodziliśmy po interwencji męża. Tyle że lekarze zrobili, jak chcieli – zaszczepili dziecko bez naszej zgody, podczas zakażenia i brania antybiotyku.

Następnego dnia skóra chłopca miała odcień żółto-zielony. Jego oczy też. Płakał strasznie. Rodzice przyznają, że żadne dziecko na całym oddziale nie płakało tak jak ich synek. Przed szczepieniem chłopiec podnosił główkę na boki i do góry. – Ja nie zwróciłam na to uwagi, bo to moje pierwsze dziecko, ale pani, która ze mną leżała, była pod wrażeniem umiejętności i siły naszego maluszka – opowiada nasza rozmówczyni.

Po szczepieniu dziecko leżało już nieruchomo… – Lekarze oraz pielęgniarki nie pozwalali być przy nim, kiedy miało pobieraną krew. Właściwie przynosili go, kiedy chcieli… – kontynuuje kobieta. – Kiedy okazało się, że z dzieckiem jest źle, że bilirubina jest za wysoka, że istnieje podejrzenie uszkodzonej wątroby, zdecydowano się przetransportować naszego synka karetką do szpitala wojewódzkiego. Pielęgniarka zapytała, czy ochrzcić go przed wyjazdem. Oczywiście zgodziłam się, zadzwoniłam po męża, bo to przecież ważna chwila. Ale gdy spytałam, kiedy możemy go ochrzcić, dowiedziałam się, że… ona już to zrobiła sama.

Pierwszy miesiąc życia chłopczyk spędził w szpitalu, a jego mama codziennie dojeżdżała 80 km. – W sumie byliśmy w sześciu szpitalach, od Poznania po Warszawę – opowiada kobieta. – Za każdym razem mówiłam, że podejrzewam, iż „sprawcą” jest szczepionka. Nikt tego nie chciał słuchać. Przecież wątroba nie uszkodziła się sama! Nikt nie zgłosił NOP. W szpitalach spędziliśmy w sumie trzy miesiące, a zdaje się, że już po miesiącu dziecko kwalifikuje się do ciężkiego NOP-u. Lekarze wymyślali choroby genetyczne, metaboliczne… Dziecko miało być ślepe, głuche, a teraz słyszy każdy szelest rozpakowywanych ciastek i wyciąga rękę.

W jednym z warszawskich szpitali kobieta udała się na rozmowę z panią psycholog, oczekując podniesienia na duchu. – Pani psycholog zaproponowała, abym oddała dziecko do adopcji, bo „skoro jestem ładna i mądra, to na pewno chciałam mieć zdrowe i piękne dziecko”. Nie mogłam słuchać tych bzdur. Ale ta pani udzieliła mi kolejnej „złotej rady”, mówiąc, żebym za bardzo nie rozczulała się nad sobą, ponieważ teściowa będzie chciała odebrać mi dziecko, gdy zobaczy, w jakim jestem stanie. Wyszłam z gabinetu skołowana i zszokowana, albowiem takich rewelacji się nie spodziewałam – wspomina nasza rozmówczyni.

Dodaje także, że wszelacy specjaliści twierdzili, iż to uszkodzenie wątroby do niczego im nie pasuje. Jednocześnie absolutnie wykluczali, że przyczyną może być szczepienie. – Dziecko miało maksymalnie poziom bilirubiny 20. ALT i AST ok. 400 (norma do ok. 70), GGTP ok. 3000 (norma do ok. 200) – wylicza kobieta. – Od czwartego miesiąca życia synka leczy doktor, który – śmiało to mogę powiedzieć – uratował mu życie. To lekarz z niesamowitą wiedzą. Mając terminy na około rok do przodu, przyjął nas w ciągu kilki dni, kiedy dowiedział się o ciężkim stanie zdrowia naszego dziecka. Oddzwaniał nawet późnym wieczorem, by wszystko wyjaśnić i nas uspokoić.

Obecnie dziecko przyjmuje dużo kosztownych suplementów. Jak wiadomo nasze państwo nie przewiduje odszkodowań dla dzieci chorych po szczepieniu. – Robimy wszystko, żeby synkowi żyło się łatwiej, mniej boleśnie, ale ma np. swędzącą skórę, grudki na palcach na skutek cholestazy, czyli chorej wątroby, która zatrzymuje żółć – tłumaczy mama chłopca. – Odkąd bierze duże dawki witamin – czyli od roku, nie był chory, a kiedy słuchaliśmy specjalistów od chorób wątroby, dziecko było często przeziębione, miało mocne zapalenia oskrzeli. Teraz nie choruje, nawet przebywając z przeziębionymi.

Chłopczyk ma ponad rok, a wciąż nie chodzi ani nie raczkuje, uczy się siadać. – Wtedy, gdy inne dzieci się rozwijały, on walczył o życie – stwierdza nasza rozmówczyni. – Robi małe postępy, ale cieszymy się, że w ogóle są. Wszystko przychodzi mu bardzo ciężko, musi w to włożyć ogromną ilość czasu i chęci. Inni rodzice cieszą się, że ich dzieci siadają, chodzą, a my cieszymy się, że w ogóle z nami jest.

Rodzice zdecydowali się złożyć pozew przeciwko lekarzowi, który zaszczepił chore dziecko. – Przecież wiedział, że nie szczepi się kilkulatka z katarem, noworodek z zakażeniem też odbiega od zaleceń – oznajmia kobieta. – Okłamał nas i zrobił coś wbrew naszej woli. Reprezentuje nas mecenas, który jest znany z prowadzenia tego typu spraw. Mamy nadzieję, że uda nam się wywalczyć sprawiedliwość dla nas, dla naszego dziecka i innych poszkodowanych. Mam kontakt z osobą, której dziecko już nie żyje po tej szczepionce. Najpierw zaczęły przestawać funkcjonować nerki i wątroba, a później też serce. Są też dzieci z dużymi uszkodzeniami, ale na szczęście żyją. Nie wiadomo, co stałoby się z moim dzieckiem, gdyby dostało następną szczepionkę, również obowiązkową, jeszcze w szpitalu… A co gdyby było szczepione według kalendarza szczepień..?

Pierwszy rok, kiedy to rodzice powinni się cieszyć z narodzin dziecka, dla bohaterów tej historii był przepłakany i w dużej części spędzony w szpitalach. – Inne mamy jeździły na spacery, a ja modliłam się w szpitalach, żeby mi dziecko nie umarło… – kończy swoją opowieść mama ponad rocznego synka.

(ANKA)

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

14 − dwa =

YouTube

Archiwum
Andrzej Kaźmierczak
Jankowski
ZAWODNY
Kierakowicz
Manista
OLEJNIK
Paweł Grobelny
Potarzycka
Bratborski Maciej
MAYOR INK
ZBITY TELEFON
Jarmużek
Motosdodoła
BHP RABENDA
KOK
TK DACHY
IMPULS ZDUNY
MATYLA
Dietetyk Kaźmierczak
GÓRZNY GROUP
Agencja Reklamowa GL
BGP 2023
INNOWACYJNE FINANSE